Koncert „To Kraków tworzy metamorfozy feat. Smolik”, który 10 listopada odbędzie się w TAURON Arenie Kraków, będzie połączeniem muzyki i obrazu. Wezmą w nim udział gwiazdy polskiej sceny muzycznej m.in. Grzegorz Turnau, Krzysztof Zalewski, Katarzyna Nosowska, Piotr Rogucki i Natalia Przybysz. Muzykę i aranżacje przygotowuje Andrzej Smolik. Obrazy, animacje i wizualizacje tworzy krakowski artysta Adam Nyk, który w rozmowie z Anną Latochą opowiada o pracy nad tym projektem, o roli warstwy wizualnej w koncertach, poszukiwaniu osobistych odniesień, improwizowaniu obrazem i krakowskich wątkach w „Metamorfozach”.

fot. Kamil Kożuch | TAURON Arena Kraków
Na jakim etapie jest przygotowanie części wizualnej koncertu „To Kraków tworzy metamorfozy feat. Smolik”?
Pracujemy od dawna. Mamy scenę zbudowaną w 3D, podpięte sygnały, kamery. Działamy z animacjami, oglądamy je pod różnymi kątami i sprawdzamy, jak poszczególne elementy będą wyglądać z pierwszego, a jak z ostatniego rzędu.
Jak wygląda praca nad takim projektem? Jest wstępny koncept muzyczny, wiadomo kto tworzy koncert, kto wystąpi − od czego zaczyna się przygotowanie warstwy wizualnej?
Od rozmów. Jesteśmy zaangażowani w „Metamorfozy” od samego początku. Braliśmy udział w projektowaniu identyfikacji wizualnej do ogłoszenia i promocji koncertu. Zaczęliśmy wtedy myśleć, czym jest ten koncert, o czym jest, jaki jest dla nas. Razem ze mną pracują Olga Balowska, Amadeusz Ferduła i Tomasz Liszkowski. Dużo rozmawiamy, bo dla każdego z nas „Metamorfozy” są czymś innym.
Jak na początku zdefiniowaliście „Metamorfozy”?
Pewnie każdy trochę inaczej. Myśleliśmy o wszystkim, co się zmienia. Na poziomie wizualnym to przekształcenie obrazu − jednego obiektu w drugi obiekt, plamy w inną plamę, budynku w inny budynek, historii w inną historię. Szukaliśmy osobistych elementów, które nas przemieniały i szukaliśmy tych przemian u artystów. W „Metamorfozy” możemy włączyć wszystko, co się zmienia, dorasta, dojrzewa, rośnie, ale też karleje, z małego staje się dużym, z chłopca mężczyzną, z prawdziwego trochę nierealnym czy surrealistycznym.
A jest jakiś koniec tych zmian i przeobrażeń – metamorfoz od strony wizualnej?
Razem z Andrzejem Smolikiem dużo rozmawialiśmy o tym, skąd zaczynamy, gdzie mamy środek i gdzie chcielibyśmy wylądować. Nie planujemy jednak puenty na starcie. Pozwalam, żeby ta puenta dojrzała – „wymetamorfozowała” się czasie pracy. Taka puenta będzie bardziej prawdziwa. Gdybyśmy dążyli do zamknięcia rozwiązaniem wymyślonym na starcie, moglibyśmy nie zauważyć, że w trakcie pracy rodzi się zupełnie inna potrzeba spuentowania.
Ta potrzeba wynika z przebiegu wydarzenia, z tego, co proponują artyści na scenie, z reakcji publiczności?
Z jednej strony mamy pracę nad animacjami i to, jak ten proces przebiega. Zastanawiamy się, jak będziemy chcieli zakończyć. Ale na samym koncercie może się okazać, że trzeba będzie lądować gdzieś indziej, bo na finał będzie miało wpływ to wszystko, co się wydarzy. W każdym momencie będziemy podążali za muzykami. Sporo improwizujemy i zostawiamy dużo miejsca na improwizację. Wykorzystuję tu swoje doświadczenia z improwizacji muzycznej. Chodzi o to, żeby być razem, ale się nawzajem nie gonić, nie podążać za sobą bardzo bezpośrednio i nie uciekać, ale żeby reagować na siebie.
Dialog?
Myślę o czymś bardziej efemerycznym. Nie jak rozmowa, bardziej jak wspólna podróż, wspólny spacer.
Równym krokiem czy niekoniecznie?
Niekoniecznie. Ważne są napięcia, temperamenty, energia, momenty uważności i nieuwagi. Trochę dajemy od siebie, trochę bierzemy, trochę podążamy. To może brzmi alchemicznie, ale jest ważne w prawdziwej improwizacji – takiej, w której jest się szczerym.

fot. Kamil Kożuch | TAURON Arena Kraków
Na rolę improwizacji zwracałeś uwagę już podczas ogłaszania projektu „To Kraków tworzy Metamorfozy feat. Smolik”. Jak improwizować przy tak dużym wydarzeniu?
Skala ma znaczenie i nie ma znaczenia zarazem. W sztukach wizualnych można zaimprowizować wideo na telefonie, gdzie odbiorcą będzie jedna osoba, ale można też przeskalować ten obraz dla tysięcy osób. I tak naprawdę to wciąż ta sama historia.
Ale jak w ogóle improwizować obrazem? Zwykle znamy improwizację z muzyki, jak to działa w przypadku obrazów, animacji?
Dokładnie tak samo. Ta translacja może następować w bezpośredni sposób. Można wizualnie zaprojektować długie koncerty, opierając się tylko na improwizacji. Bardzo często realizowałem koncerty, kiedy nie wiedziałem, ile będzie utworów, jakie będą, jaka będzie ich temperatura, barwa, nic.
I co wtedy robisz?
Reaguję. W sposób błyskawiczny. To są milisekundowe rozważania. Mam do dyspozycji bardzo dużo narzędzi: kamera, animacja, przetworzona animacja. Sporo wizualizacji robiłem do jazzowych koncertów. Przychodzę, słucham tego, co się dzieje między utworami, jak utwór jest zapowiadany i jaka jest energia pomiędzy poszczególnymi częściami. I już jestem w procesie robienia wizualizacji. Przy pierwszej nucie wiem, co będę pokazywać. Zmieniam, przyspieszam, zwalniam. Nie wiem, co się wydarzy na scenie, ale staram się, żeby obraz, który pokazuję, „grał” z muzyką.
Koncert „Metamorfozy” będzie połączeniem muzyki i obrazu. W różnych działaniach TAURON Arena Kraków podkreśla rolę sztuki, obrazu, warstwy wizualnej. Jak pokazywać i uświadamiać to znaczenie, jak o tym opowiadać?
Wystarczy sobie wyobrazić najpiękniejsze czy najbardziej rozpoznawalne sceny z filmów, a potem podłożyć pod nie inną muzykę. Na przykład gdybyśmy w scenie z „Titanica”, tej z Leonardo DiCaprio i Kate Winslet, zamiast ballady w wykonaniu Céline Dion podłożyli muzykę z „Myszki Miki” czy z filmu Lyncha, to natychmiast zmieni się kontekst. A gdybyśmy dali tam dźwięk badania EGK osoby umierającej, to cała scena nabierze jeszcze innego znaczenia. Obrazem możemy zmieniać konteksty, dopowiadać coś innego albo naprowadzać na nowe tory. Na poziomie muzyki inną perspektywę można osiągnąć, zmieniając paletę instrumentów, dodając na przykład kwartet smyczkowy, sekcję dętą albo – jak robi Andrzej Smolik – stare analogowe syntezatory. Wtedy numer zmienia charakter, zyskuje ciepło i szlachetność brzmienia. Dokładnie to samo robimy z obrazami.
Czyli zmieniasz konteksty żeby wzbudzać dodatkowe emocje?
Może inne albo więcej, albo też rozszerzać tę emocjonalną stronę. Dzięki obrazom pojawia się więcej uważności na te emocje i te numery. Możemy je dodatkowo uwspółcześnić, zmienić charakterystykę, pokazać, jakim metamorfozom ulega ich znaczenie. Możemy też nawiązywać bardziej do nas, do Krakowa, do konkretnych scen i doświadczeń. Chcemy też robić rzeczy, które będą napędzały, dodawały energii. Słuchamy artystów i publiczności, oddajemy im przestrzeń.
W jaki sposób?
Ekrany są odbiciem publiczności, na nich pokazuję reakcje, napięcia, pulsowanie. Obraz ma ogromne znaczenie. Można nim operować trochę psychoterapeutycznie, jak w nurcie integratywnym − terapeuta łączy wątki z różnych paradygmatów, tworząc to, co jest najbardziej uzdrawiające. Takie porównanie brzmi może górnolotnie czy wręcz pysznie, ale obrazem można oddać szacunek i muzykom i publiczności, szanując jednocześnie własną wrażliwość. To jest niesamowicie ważne w czasach, kiedy obraz ma tak duże znaczenie. Na „Metamorfozy” w połowie składa się muzyka, w połowie warstwa wizualna. Można oczywiście zrobić taki projekt najprościej: jest muzyka – jest obrazek, nie ma muzyki – nie ma obrazka, jest dużo muzyki – jest jaśniejszy obrazek albo mruganie w rytm muzyki. Ale to jest plastik, oszustwo, jak gofry z kołobrzeskiej plaży z opalizującą posypką. Nie chcę żeby w tym przypadku tak było. Andrzej Smolik taki nie jest. Ale jak zaproponujemy tworzony na bieżąco film, który będzie uwodzący i angażujący, to doświadczenie tego koncertu będzie zdecydowanie bardziej synergiczne, pełne.
A na ile jako publiczność umiemy odbierać takie doświadczenia?
Na maksa! Wszyscy to umieją, czują, wszyscy tego pragną. Tylko mało mamy okazji do takiego doświadczenia. W undergroundzie funkcjonuje to od dawna, jest mocno związane ze sceną elektroniczną i techno. VJ-e byli tu od zawsze, są wymieniani na festiwalach czy koncertach zaraz po muzykach. Inaczej jest w przypadku koncertów rockowych, rozrywkowych czy spektakli. Tu rozszerzają się możliwości. Możemy iść w stronę bardziej rytmiczną i rozkręcić dobrą imprezę, ale możemy też operować długimi ujęciami, obrazem eksponować literacką stronę, pokazywać subtelności, proponować dodatkowe sensy i znaczenia.
Jak to robisz?
To trudne do wytłumaczenia. Wyobraźmy sobie chór. Mamy kilkadziesiąt osób, spotykam się z każdą, rozmawiam, poznaję historię i emocje i dla każdej tworzę wizualny portret – taką, powiedzmy, kulę. Każdy ma inny artefakt, kryształowe serce, które nosi w sobie. I takimi wieloma kulami mogę potem operować podczas koncertu – układać wszystkie te cząsteczki w różne konfiguracje, dodawać elementy, zmieniać ich położenie. Każdy jest ważny, a wszystkie razem tworzą spójną całość. W „Metamorfozach” będzie trochę inaczej – będą postacie, kadry, twarze, oczy, „morfujące” obiekty, ale na pewno będzie można poczuć, że te obrazy generują też muzycy i publiczność.
Na potrzeby „Metamorfoz” tworzysz takie wizualne portrety?
Z Andrzejem Smolikiem znamy się od lat, więc w warstwie wizualnej staram się pokazać jego vibe, szacunek do brzmienia, od niego czerpię tę charakterystykę. Wykorzystuję też moje doświadczenia i wspomnienia związane z poszczególnymi utworami: dorastanie, pierwsze dziewczyny, ucieczki donikąd − nie dlatego, że mam poczucie, że moje przeżywanie muzyki jest najważniejsze, ale do tych doświadczeń mam najbardziej bezpośredni dostęp. I mam przekonanie, że mogę znaleźć w nich elementy uniwersalne – coś, co będzie w ogóle o miłości, ucieczce, zmianie. Do tego dochodzi percepcja poszczególnych utworów związana z wiekiem, emocjami. Szukam też zmian u wszystkich muzyków tworzących „Metamorfozy”.
Jakie znaczenie dla tej pracy mają zapowiadane nieoczywiste połączenia – to, że artysta młodszego pokolenia zaśpiewa utwór kogoś ze starszego i odwrotnie?
W obrazie jest mnóstwo możliwości. Łączymy różne formy estetyczne, materie, które zderzają się z ujęciami filmowymi, używamy AI. Małe „ścinki” świata w formie wideo, jak na przykład dotknięcie, ucieczka gołębia, zbliżenie oka, możemy zestawiać i układać w różne natężenia, zderzać „stare” i „nowe”. Do każdego utworu przygotujemy wiele takich warstw.
Jak to zadziała w poszczególnych utworach?
Nie chcę tego zdradzać, nie chcę naprowadzać.
Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na Kraków, który „tworzy metamorfozy”?
Nie jest trudno pokazać Kraków. Mieszkamy tu, żyjemy. Będą różne lokalne wątki, ale w nowych kontekstach, podobnie jak w muzyce u Andrzeja Smolika. W koncercie bierze udział Grzegorz Turnau, jego krakowskie piosenki też opowiemy trochę inaczej. I każdy z zespołu pokaże swoje krakowskie przestrzenie − nie sztampowo, ale autorsko, bez nabożnego szacunku, ale z energią. Chcemy pokazać Kraków, który porusza i przekonuje.

fot. Kamil Kożuch | TAURON Arena Kraków
Masz na koncie wiele realizacji, które można uznać za sukces, jak choćby warstwa wizualna podczas koncertu Jimka na Stadionie Śląskim, obrazy do jazzowych festiwali czy nowa oprawa Fryderyków, a wspomniałeś kiedyś, że nie zrobiłeś jeszcze projektu, z którego byłbyś do końca zadowolony.
Jestem bardzo surowy wobec siebie. Dążę do idealnej kompozycji na płaszczyźnie obrazu i wierzę, że jeśli ją ułożę, to nastąpi takie „kliknięcie” i otworzy się brama do innych wymiarów.
Miałeś tak kiedyś na jakimś koncercie − jako słuchacz, odbiorca?
Tak, kiedyś na festiwalu Balaton Sound. Nie było tam wizualizacji, było tylko światło, jak dziejący się na żywo komiks. Ten koncert był wręcz szokującym doświadczeniem, oniemiałem. A moim najlepszym koncertem w życiu był koncert, którego tak naprawdę nie widziałem. Nie dotarłem na koncert zespołu Hey w 1994 roku w Spodku. Słuchałem go w radiu i wyobrażałem sobie, co się dzieje na scenie. Był najlepszy, najpiękniejszy.
Co jest najtrudniejsze w opowiadaniu muzyki obrazem?
Czasem jest obawa, że przedstawimy coś w sposób niezrozumiały. Ale tak naprawdę chyba najtrudniejsze jest to, żeby się odważyć „mówić obrazem” tak, jak naprawdę chcemy. A z drugiej strony, żeby znaleźć balans, nie zrobić tego za bardzo artystowsko. Nie lubię podziału na komercję i sztukę. Skończyłem akademię, ale nie lubię nadęcia, takiego podejścia, że na przykład czarne, smutne obrazy są lepsze niż kolorowe. Nasuwa mi się krnąbrne myślenie, że trzeba kochać tak, jak się maluje i żyć tak, jak się tworzy sztukę. Używać w życiu tych samych mechanizmów przy tworzeniu, co przy spotkaniach, rozmowach, w zabawie. Nie chcę tworzyć ani nadętych form, ani schlebiać publiczności. I to jest trudne – zaufać sobie, że można tworzyć właśnie w taki sposób, być gdzieś pomiędzy. Najbardziej ortodoksyjni artyści nazwą to komercją, działający w rozrywce stwierdzą, że to artystowskie. A ja wierzę, że ludzie są wrażliwi i jeśli coś jest zrobione prawdziwie i z miłością, przyjmą to i pójdą za tym.
Rozmawiała: Anna Latocha
ADAM NYK – artysta wizualny, twórca kreatywny, muzyk. Absolwent Akademii Sztuk Pięknych przez wiele lat związany z agencjami reklamowymi. Prowadzone przez niego studio projektowe ICONYK jest przestrzenią współpracy z artystami wizualnymi nowoczesnych technologii oraz absolwentami krakowskiej ASP. Specjalizuje się w tworzeniu innowacyjnych projektów multimedialnych, łączących sztukę, technologię i interaktywne doświadczenia. Przygotował oprawę wizualną wielu koncertów i wydarzeń, m.in. festiwali jazzowych, koncertu Jimka na Stadionie Śląskim czy Fryderyków 2024. Laureat MP Power Award dla najbardziej wpływowej osoby w branży spotkań. Zadedykował ją wszystkim artystom wizualnym działającym w branży wydarzeń, którzy często pozostają bezimienni, a ich praca nie zawsze jest dostrzegana i doceniana.

TO KRAKÓW TWORZY METAMORFOZY feat. SMOLIK − 10 listopada TAURON Arena Kraków stanie się przestrzenią metamorfoz. Muzyczny i wizualny spektakl przygotują Andrzej Smolik i Adam Nyk. Wystąpią: Krzysztof Zalewski, Katarzyna Nosowska, Grzegorz Turnau, Piotr Rogucki, Natalia Przybysz, Brodka, Miuosh, Kasia Kurzawska, Kev Fox, Dawid Tyszkowski, Wiktor Waligóra i Atom String Quartet.
Dodatkowe informacje i bilety TUTAJ.